Mijały lata,
mieszkałam w różnych miastach, miejscach, warunkach, a moja potrzeba posiadania
własnej ziemi, nie malała, lecz ciągle rosła. Jako dojrzała kobieta, matka
dzieciom zupełnym przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że ktoś chce sprzedać
domek z ogródkiem działkowym. Zadzwoniłam z czystej ciekawości, bo przecież
nie miałam złamanego grosza na taką inwestycję. Cena była niezwykle okazyjna,
ponieważ i ziemia i domek były kompletną ruiną, a właścicielka chciała się tego
natychmiast pozbyć.
Pojechałam tam z tatą i dziećmi, to, co zobaczyłam nijak
nie przypominało wymarzonego raju, ale mimo wszystko zapragnęliśmy mieć ten
kawałek ziemi. TEN i tylko ten. Pieniądze na zakup tych kilku arów wyciągnęłam dosłownie spod
ziemi i wszyscy zabraliśmy się do ciężkiej pacy. Krok po koku nasza ziemia
zaczynała robić się zielona, uporządkowana, piękna. Kochamy to miejsce i
poświęcamy mu wiele czasu i energii. Kiedy myślę, o swojej starości to myślę o
piciu kawy w otoczeniu szafirków, białych róż w moim prywatnym raju…
A teraz dwa
zdjęcia z kwietnia 2011 (gdy kupiłam KszeMałe) i z sierpnia 2011 (już po metamorfozie). Jednak aby takie
fotki PRZED i PO mogły powstać potrzeba było wielkiej harówki, ale o tym
innym razem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz